Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nowa przerwa. Fauchelevent myślał. Przełożona myślała.
— Ojcze Fauvent, co się stanie z trumną?
— Zawiozą ją na cmentarz.
— Próżną?
Znowu milczenie. Fauchelevent machnął lewą ręką, jakby odpędzając myśl niepokojącą.
— Wielebna matko, ja zabijam trumnę w dolnym kościele, nikt prócz mnie tam nie wchodzi, pokryję trumnę całunem.
— Tak, ale grabarze, kładąc ją na karawan i spuszczając do dołu, poczują, że wewnątrz nic nie ma.
— A! do dja...! — zawołał Fauchelevent.
Przełożona podniosła rękę by się przeżegnać i surowo spojrzała na ogrodnika. Bła uwięzło mu w gardle.
Spiesznie wymyślił sposób, by zatrzeć ślad klątwy.
— Wielebna matko, nasypię ziemi do trumny. Zdawać się będzie, że kto w niej leży.
— Macie słuszność. Ziemia a człowiek wszystko jedno. Więc załatwicie się z próżną trumną?
— To rzecz moja.
Twarz przełożonej dotychczas zmieszana i niespokojna, teraz się wypogodziła. Skinieniem, jakiem odprawia się niższych od siebie, dała mu znać, że może odejść. Fauchelevent postąpił ku drzwiom. Gdy już miał wychodzić, przełożona rzekła nieco podniesionym głosem:
— Ojcze Fauvent, jestem z was zadowolona, jutro po pogrzebie przyprowadźcie mi swego brata i powiedzcie mu, by zabrał z sobą córkę.