Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i od lat dwudziestu dworzec kolei żelaznej Orleańskiej stoi obok starego przedmieścia i codzień go zarywa. Wszędy, gdzie na skraju stolicy budują dworzec kolei żelaznej, zamiera przedmieście, a rodzi się miasto. Zdawałoby się, że dokoła tych wielkich ognisk ruchu ludów, przy warkocie potężnych machin, pod oddechem potwornych rumaków cywilizacji, co pasą się węglem i zioną ognie, — drży ziemia zarodów pełna i otwiera się, by pochłonąć stare domostwa ludzkie, a wydać nowe. Stare kamienice rozpadają się w gruzy, powstają nowe.
Odkąd przystali kolei Orleańskiej zagarnęła budowy, Salpêtrière, zachwiały się stare wązkie ulice dołów Ś-go Wiktora i Ogrodu Botanicznego, trzy lub cztery razy dziennie przerzynane prądem dyliżansów, dorożek i omnibusów, które z czasem rozpychają domy na prawo i nalewo; dziwnie się bowiem wyda choć jest najściślejszą prawdą, gdy powiemy, że jak w wielkich miastach słońce zdaje się w południe budzić do wzrostu domy i rozszerzać facjaty, równie jest pewną rzeczą, że częsty przejazd powozów rozszerza ulice. Symptomata nowego życia są widoczne. W starym cyrkule prowincjonalnym, w najdzikszych zaułkach, ukazuje się bruk, chodniki zjawiają się i przedłużają tam nawet, gdzie niema jeszcze przechodniów. Pewnego pamiętnego poranku w lipcu 1845 r. nagle ujrzano tam dymiące się czarne kotły smołowca; w dniu tym, można powiedzieć, cywilizacja zajrzała na ulicę Orcine i Paryż wszedł do przedmieścia St. Marceau.