Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Człowiek uprowadzał Cozettę w kierunku Livry i Bondy. Szedł zwolna, z pochyloną głową, zamyślony i smutny. Zima przerzedziła, las i Thenadier chociaż z daleka nie tracił ich z oczu. Niekiedy człowiek się obrócił i patrzył, czy za nim kto idzie. Nagłe spostrzegł Thenardiera i żywo skręcił w zarosłe, w których oboje zniknęli. — Do djaska! — rzekł Thenardier i przyspieszył kroku.
Gęstwina krzaków zmuszała go zbliżyć się ku nim. Gdy weszli w najciemniejszy gąszcz, mężczyzna się obrócił. Thenardier chciał się skryć za gałęzie, ale napróżno, człowiek go zobaczył, spojrzał nań niespokojnie, potrząsł głową i szedł dalej. Oberżysta puścił się za nim w pogoń. Nagle człowiek obejrzał się jeszcze i zobaczył oberżystę. Tym razem spojrzał nań tak ponuro, że Thenardier osądził, iż byłoby „daremnem“ iść dalej. I zawrócił do domu.