Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie ujrzała czego na gałęziach lub w krzakach. Tak doszła do zdroju.
Była to jakby kadź naturalna, wydrążona wodą w gliniastej ziemi, głęboka dwie stopy, otoczona mchem i baldaszkowatem zielskiem, które nazywano krezą Henryka IV, wyłożona kilku ogromnemi kamieniami, z których ciekł strumyk szemrząc łagodnie.
Cozetta nie zatrzymała się nawet by spocząć. Noc była ciemna, ale dziecię przywykło chodzić do zdroju. Lewą ręką szukała w ciemnościach pochylonego nad zdrojem młodego dębu, na którym zwykle się opierała, schwyciła gałęź, zawiesiła się na niej, pochyliła ku ziemi, i zanurzyła konewkę w wodzie. Uczyniła to z taką gwałtownością, że w tej chwili potroiły się jej siły. Tak pochylona nie zwróciła uwagi, że z kieszeni jej fartuszka wypadł pieniądz do zdroju. Cozetta nie widziała ani słyszała jak padał w wodę. Wydostała konewkę prawie pełną i postawiła na murawie.
Wtedy poczuła, że jej sił zabrakło. Chciałaby odejść natychmiast, ale tak się wysiliła na zaczerpnienie wody, że ani kroku postąpić już nie mogła. Musiała usiąść. Padła na trawę i leżała skurczona.
Zamknęła oczy, potem nie wiedząc dlaczego otworzyła je znowu, czuła bowiem, że inaczej być nie może. Obok niej poruszona woda w konewce tworzyła kółka podobne do wężyków białego ognia.
Nad jej głową niebo gęstemi chmurami pokryte, niby kłębami dymu. Tragiczna maska nocy zdawała się spuszczać na to dziecię.
Jowisz zachodził w głębinach.
Dziecie spojrzało błędnym wzrokiem na tę wielką gwiazdę, której nie znało i bało się. W istocie planeta ten w tej chwili bardzo bliski widnokręgu, przerzynał gęstą mgłę, która mu nadawała okropną czerwoność. Mgła posępnie purpurowa rozszerzała gwiazdę. Rzekłbyś świecąca rana.