Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał się Jego blaskiem. Patrzył na wspaniałe śluby atomów, nadające postacie materji, siłę i trwałość, tworzące osobistości w jednocie, stosunki w przestrzeni, niezliczoność w nieskończoności, płodzące światło, a przez nie — piękność. Te śluby sprzęgają się i rozprzęgają nieustannie; ztąd życie i śmierć.
Siadał na ławce drewnianej, opartej o starą altankę, i przez wątłe cienie gałęzi drzew owocowych spoglądał na gwiazdy. Ćwierć morgi biednie zasadzonej, zabudowanej walącem się domostwem i szopami, była mu drogą i wystarczała zupełnie.
Czego więcej było potrzeba dla starca, co dzielił spoczynek życia, spoczynek tak rzadki, na zabawę ogrodem we dnie i rozmyślania w nocy? Azaliż nie było dosyć wązkiego ogródka ze stropem gwiaździstym dla wielbienia Boga, to w jego dziełach najpiękniejszych, to w jego najszczytniejszych tworach? Ogródek dla przechadzki, nieskończoność przestworzy dla marzeń. U stóp kawał ziemi do uprawy i zbioru; nad głową przedmiot badań i rozmyślań; kilka kwiatów na ziemi i wszystkie gwiazdy na niebie.