Senator, o którym mówiliśmy wyżej[1], był to człek roztargnięty, co szedł prosto przed siebie, nie oglądając się, ani zważając na napotykane przeszkody, zwane sumieniem, zaprzysiężoną wiarą, sprawiedliwością, obowiązkiem; szedł tedy prosto do celu, nie potknąwszy się ani razu na drodze do godności i majątku. Dawniejszy prokurator królewski, rozpieszczony powodzeniem, nie był wcale złym człowiekiem, świadczył drobne przysługi swym synom, zięciom, krewnym, nawet przyjaciołom; brał rozumnie z życia tylko dobre jego strony, dobre sposobności i dobre gratki. Reszta wydawała mu się dość głupią. Był dowcipny i tyle ukształcony, że zdawało mu się, iż jest uczniem Epikura, a rzeczywiście był tylko dzieckiem Pigault-Lebruna. Chętnie a przyjemnie żartował z rzeczy nieskończonych i wiecznych i z „mrzonek poczciwca biskupa“. Niekiedy nawet z uprzejmą powagą żartował wobec samego p. Myriel, który cierpliwie słuchał.
Nie pamiętam już na jakiej półurzędowej ceremonii hrabia *** (ów senator) i p. Myriel byli na obiedzie u prefekta. Przy wetach rozochocony, ale zawsze godności swej pomny senator, zawołał:
- ↑ Patrz Rozdział II.