Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tkliwe złudzenie matki. Cozetta zawsze była dla niej małem dzieckiem, które się przynosi na rękach.
— Jeszcze nie teraz — odparł, lekarz — w tej chwili nie można. Masz trochę gorączki. Widok dziecka wzruszyłby cię i zaszkodził. Trzeba najprzód cię uleczyć.
Przerwała mu, wybuchając gniewem:
— Ależ jestem uleczona! powiadam panu, że jestem uleczona. Nie głupi ten doktór! Koniecznie muszę widzieć moje dziecko!
— A co — rzekł doktór — wszak się unosisz gniewem? Dopóki tak będziesz postępować, nie pozwolę ci zobaczyć dziecka. Nie dość je widzieć, trzeba żyć dla niego. Jak będziesz rozsądną, sam je przyprowadzę.
Biedna matka spuściła głowę.
Panie doktorze, przepraszam, bardzo pana przepraszam. Dawniej nigdybym tak nie powiedziała jak teraz, ale tyle przeszłam nieszczęść, że już czasami nie wiem, co mówię. Pojmuję, obawiasz się pan wzruszenia, będę czekała tak długo, jak pan każe, ale przysięgam panu, że nie zaszkodziłby mi widok córki. Widzę ją, od wczoraj wieczór nie spuszczam jej z oczu. Wiesz pan, że gdyby mi ją teraz przyniesiono, mówiłabym do niej jaknajspokojniej. Tak, niezawodnie. Bardzo naturalnie, że mam ochotę widzieć moje dziecko, po które umyślnie jeżdżono do Montfermeuil; ale się wcale nie gniewam. Wiem dobrze, że będę szczęśliwą. Całą noc widziałam białe rzeczy i osoby do mnie się uśmiechające. Kiedy pan doktór zechce, przyniesie mi Cozettę. Nie mam już gorączki, bo jestem uleczona. Czuję, że mię już nic nie boli; ale postąpię tak, jakbym była chorą i ani pisnę, żeby się przypodobać pannom tutejszym. Gdy się przekonają, że jestem spokojna, powiedzą: trzeba jej oddać dziecko.
P. Madeleine usiadł na krześle przy łóżku. Obróciła się ku niemu, widocznie usiłując okazać się spokojną i „grzeczną“, jak mawiała osłabiona chorobą,