Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go przywieźli dla tej sprawy. Był to człowiek niskiego wzrostu, około lat pięćdziesięciu, żywy, pomarszczony, szczupły, wyżółkły, bezczelny, gorączkowy; wszystkie jego członki i cała osoba wyrażały chorowitą, niemoc, a spojrzenie siłę niezmierną. Towarzysze galernicy przezwali go Je-nie Dieu.
Prezes powtórzył słowa powiedziane do Breveta. W chwili, gdy mu przypominał, że infamja odejmowała mu prawo składania przysięgi, Chenildieu podniósł głowę i zuchwale spojrzał na widzów. Prezes wezwał go, by zebrał swe wspomnienia i zapytał jak Breveta, czy i teraz poznaje oskarżonego.
Chenildieu roześmiał się na całe gardło.
— Do djabła! czy go poznaję! przez pięć lat byliśmy przykuci do jednego łańcucha. Dąsasz się, mój stary!
— Idź usiądź — rzekł prezes.
Woźny przyprowadził Cochepailla. Równie skazany na całe życie i ubrany czerwono jak Chenildieu. Cochepaille był wieśniakiem w Lourdes i półniedźwiedziem w Perynejach. Pasał bydło w górach i z pastucha stał się rozbójnikiem. Cochepaille był równie dzikim jak oskarżony, a zdawał się jeszcze głupszym. Był to jeden z tych nieszczęśliwych ludzi, których natura rodzi na dzikie zwierzęta, a społeczeństwo wykształca na galerników.
Prezes starał się go poruszyć kilku patetycznemi i poważnemi słowy i zapytał jak drugich, czy i teraz bez wahania poznaje człowieka, stojącego przed nim.
— To Jan Valjean — rzekł Cochepaille. Ten sam, którego nazywano Janem-Windą, taki był mocny.
Za każdem twierdzeniem tych trzech ludzi widocznie z dobrą wiarą czynionem, rozlegał się między widzami szmer złej wróżby dla oskarżonego; szmer ten wzrastał i przedłużał się po każdem powtórzeniu zeznania. Oskarżony słuchał ich ze zdumieniem, które według aktu oskarżenia było jego głównym środkiem