Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ta żyjąca, obdarzona złowrogą inicjatywą; zda się, że ta ciesielka widzi, że ta machina słyszy, że to wiązanie rozumie, że to drzewo, to żelazo i te postronki pragną. W okropnem marzeniu, w które wtrąca duszę widok rusztowania, zda ci się, że potwór ten dobrowolnie, chętnie wykonywa swą robotę. Rusztowanie jest wspólnikiem kata; pożera; je ciało, pije krew. Potwora tego spłodzili sędzia i cieśla: jest to widmo, żyjące strasznem życiem, karmiące się tysiącem śmierci.
To też wrażenie było straszne i głębokie; nazajutrz po traceniu i w kilka dni później, biskup wydawał się znękany, zgnębiony. Pogoda, prawie gwałtowna w żałobnej chwili znikła; widmo sprawiedliwości społecznej trapiło go nieustanie. On, co zwykle od wszystkich czynnosci wracał z promieniejącem zadowoleniem, tym razem zdawał się szynić sobie wyrzuty. Chwilami mówił do siebie samego, i szeptał półgłosem ponure monologi. Siostra jego podsłuchała z nich jeden i zanotowała: — Nie sądziłem, żeby to było tak potworne. Wada to zagłębizć się w prawie boskiem tak dalece, że się nie dostrzega już prawa ludzkiego. Śmierć należy tylko do Boga. Jakim prawem ludzie dotykają tej rzeczy nieznanej?
Z czasem wrażenia te osłabły, a może i zatarły się. Wszelako zauważono, że biskup odtąd starannie unikał placu, na którym odbywało się tracenie.
Każdej chwili można było wezwać p. Myriel do łoża chorych i umierających. Wiedział, że to jest jedną z najważniejszych prac jego i największych obowiązków. Wdowy i sieroty nie potrzebowały go prosić, sam do nich przychodził. Umiał usiąść i milczeć długie godziny przy mężu, który utracił ukochaną żonę, przy matce, która straciła dziecię. Jak umiał milczeć, tak wiedział stosowną porę do przemówienia. O przedziwny pocieszycielu! Nie starał się zatrzeć boleści zapomnieniem, ale ją uzacnić, udostojnić nadzieją! Mówił: — „Zważ dobrze, jak się zwracasz