Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W nocy. Obydwie poczty przejeżdżają nocą, tam jadąca i wracająca.
— Więc aż cały dzień potrzebujecie na naprawienie tego koła.
— Caluteńki!
— A gdyby wziąść dwóch czeladników?
— Choćby dziesięciu.
— Gdyby postronkami przymocować szprychy?
— Szprychy można, ale do piasty postronki się nie przydadzą. A przytem dzwona są uszkodzone.
— Nie wynajmuje kto powozów w mieście?
— Nie.
— A drugiego kowala nie ma?
Chłopiec z oberży i majster kowal odpowiedzieli współcześnie, potrząsając głową:
— Nie.
Uczuł radość niewymowną.
Oczywiście Opatrzność mu sprzyja. Ona to strzaskała koło tilbury i zatrzymała go w drodze. Nie usłuchał tej pierwszej wskazówki, owszem robił wszystko, żeby jechać dalej; uczciwie i skrupulatnie wyczerpał wszelkie środki; nie zraziło go ani ostra pora roku, ani strudzenie, ani wydatki; nie miał sobie nic do wyrzucenia. Jeżeli nie pojedzie dalej, to już nie jego wina! Nie jego to sprawa, ale widoczne zrządzenie Opatrzności.
Odetchnął. Odetchnął swobodnie, pełną piersią, po raz pierwszy od rozmowy z Javertem. Zdawało mu się, że zwolniały żelazne kleszcze, które mu ściskały serce od dwudziestu godzin.
Zdawało się, że Bóg teraz brał jego stronę i oświadczał się za nim.
Powiedział sobie, że zrobił wszystko, co było w jego mocy i że teraz pozostaje mu tylko powrócić spokojnie do domu.
Gdyby rozmowa jego z kowalem odbyła się w izbie oberży, nie miałaby świadków, niktby jej nie słyszał, wszystkoby się na tem zakończyło i prawdo-