Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadrżał od stóp do głów i zawołał strasznym głosem:
— Ko tam?
Odpowiedziano:
— Ja, panie merze.
Poznał głos starej swej odźwiernej.
— Czego chcecie? — zapytał.
— Panie merze, już piąta godzina.
— Cóż mnie to obchodzi?
— Panie merze, stoi kabrjolet.
— Jaki kabrjolet?
— Tilbury.
— Co za tilbury?
— Czy pan mer nie najął dla siebie tilbury?
— Nie.
— Furman powiada, że przyjechał po pana mera.
— Co za furman?
— Od pana Scaufflaire.
— P. Scaufflaire!
Na to nazwisko zadrżał, jakby błyskawica mignęła mu przed oczyma.
— A tak! — rzekł — p. Scaufflaire!
Gdyby stara odźwierna widziała go w tej chwili, przestrachby ją ogarnął.
Nastało długie milczenie. Bezmyślnie wpatrywał się w płomień świecy, odrywał wosk stopiony około knota i gniótł go w palcach. Stara Czekała. Nakoniec odważyła się raz jeszcze odezwać.
— Panie merze, co mam odpowiedzieć?
— Powiedzcie, że dobrze, zaraz zejdę na dół.