Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzec nawet można, że słowo nie ma wspanialszej tajemnicy, jak gdy wewnątrz człowieka przechodzi od myśli do sumienia i powraca od sumienia do myśli. W tem też tylko znaczeniu brać trzeba wyrazy, często używane w tym rozdziale: rzekł, zawołał, mówimy do siebie, rozmawiamy z sobą, wołamy w sobie, nie przerywając zewnętrznego milczenia. W wielkim zamęcie wszystko w nas mówi, usta tylko milczą. Rzeczywistości duszy choć niewidzialne i nieujęte, niemniej są rzeczywistościami.
Pytał się więc, na czem stanął. Rozważał powzięte postanowienie. Wyznał przed sobą, że cokolwiek dotychczas ułożył w duchu, było potwornem, że zostawić wypadki ich biegowi, i opuściwszy ręce, zdać się na boskie zrządzenie, było poprostu okropnem. Pozwolić spełnić się tej pomyłce losów i ludzi, nie przeszkodzić, poprzeć swem milczeniem, nic nie czynić, a czynić wszystko — to ostatni stopień niegodziwości obłudnej, to zbrodnia podła, nikczemna, skryta, podstępna, ohydna.
Po raz pierwszy od ośmiu lat nieszczęśliwy ten człowiek uczuł gorzki smak złej myśli i złego czynu.
I splunął z obrzydzeniem.
Badał się znowu. Zapytał surowo, co rozumiał mówiąc, że celu swego dosięgnął. Powiedział sobie, że w istocie życie ma cel. Ale jak i cel? Czy ukrywać swoje nazwisko? oszukać policję? Więc dla tak błahej rzeczy robił wszystko, co dotychczas uczynił? Nie miałże innego celu, który jest rzeczywiście wielkim i prawdziwym? Zbawić nie osobę, ale duszę swoją, stać się uczciwym i dobrym, być sprawiedliwym: — nie jestże to, i jedynie to, czego zawsze pragnął, co mu biskup zalecił? Zamknąć drzwi za swą przeszłością. Ależ ich nie zamknął, wielki Boże! Otworzył je postępkiem haniebnym, stawał się znowu złodziejem, najniegodziwszym ze złodziejów, kradł innemu jego byt, jego życie, spokój, miejsce pod słońcem! Stawał się mordercą, zabijał, zabijał moralnie niewinnego