Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zrządzenia? O cóż mi teraz chodzi, w co się chcę mięszać? to nie moja sprawa. Jakto! nie jestem zadowolony? więc czegóż mi trzeba więcej? To bezpieczeństwo, cel, ku któremu od tylu lat dążę, marzenia nocy bezsennych, przedmiot modłów gorących, wszakże je mam teraz zupełne! Tak Bóg chce. Mamże iść przeciw woli Bożej? A dlaczego Bóg tak chce? Abym prowadził życie jakiem rozpoczął, abym z czasem stał się przykładem wielkim i zachęcającym, aby powiedziano, że jest nareszcie trochę szczęścia przywiązanego do pokuty, którą odbywam i cnoty, do której wróciłem. Doprawdy nie pojmuję, dlaczego przed chwilą bałem się wejść do poczciwego proboszcza, opowiedzieć mu wszystko jak spowiednikowi i prosić go o radę; oczywiście byłby mi to samo powiedział. Rzecz postanowiona! Zostawmy wypadki ich biegowi, niech się dzieje wola Boża!
Tak mówił do siebie, w głębinach sumienia, pochylony, że tak powiem, nad własną przepaścią. Podniósł się z krzesła i zaczął chodzić po pokoju. — No — rzekł — nie myślmy już o tem. Postanowienie powzięte. Nie czuł jednak żadnej radości.
Przeciwnie.
Jak nie przeszkodzisz morzu powrócić do brzegu, tak niepodobna przeszkodzić myśli, by nie wróciła do pierwszej idei. Majtek nazywa to przypływem morza, winowajca — zgryzotami sumienia. Bóg podnosi duszę jak ocean.
Po kilku chwilach mimowolnie rozpoczął znowu ten ponury djalog, w którym sam mówił i sam słuchał: mówił, coby chciał przemilczeć, słuchał, czegoby nie chciał słyszeć. Ulegał on tej potędze tajemniczej, która wołała na niego: myśl! jak przed dwoma tysiącami lat wołali na innego potępieńca: idź!
Nim pójdziemy dalej, by dobrze nas zrozumiano, dodajemy tu jedną konieczną uwagę.
Jest pewnem, że człowiek rozmawia z sobą; nie ma istoty myślącej, któraby tego nie doświadczyła.