Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dek, prawo, moralność, rząd, społeczeństwo całe uosobiało się w nim tylko, w Javercie.
Jakkolwiekbądź, gdy p. Madeleine wyrzekł ten wyraz ja, inspektor policji Javert obrócił się nagle ku merowi, blady, chłodny, z posiniałemi ustami, ze spojrzeniem rozpaczy pełnem, cały drżący, i odezwał się głosem silnym, ale ze spuszczonemi oczyma:
— Panie merze, to być nie może.
— Co znowu? — zapytał p. Madeleine.
— Ta nieszczęsna znieważyła mieszczanina.
— Inspektorze Javert — odparł p. Madeleine tonem pojednawczym i spokojnym; chciej posłuchać. Jesteś człowiekiem uczciwym, więc chętnie wchodzę z panem w objaśnienia. Oto jak się rzeczy mają. Przechodziłem przez rynek, gdyś pan prowadził tę kobietę; rozpytałem się zgromadzonych ludzi i dowiedziałem się o wszystkiem; to mieszczanin ją skrzywdził i podług ścisłej sprawiedliwości powinienby być uwięzionym.
Javert odpowiedział:
— Ta nędznica zelżyła pana mera.
— To już mnie dotyczy — odrzekł p. Madeleine. Być może, krzywda jest moją osobistą. Mogę postąpić, jak zechcę.
— Bardzo przepraszam pana mera. To nie jest jego osobista krzywda; to zniewaga, wyrządzona urzędowi i sprawiedliwości.
— Inspektorze Javert — odparł p. Madeleine, najpierwszą policją jest sumienie. Słuchałem pilnie tej kobiety i wiem, co czynię.
— A ja, panie merze, nic nie rozumiem tego, co widzę.
— Więc najlepiej bądź posłusznym.
— Jestem posłuszny obowiązkowi. Mój obowiązek chce, aby ta kobieta odsiedziała sześć miesięcy w więzieniu.
P. Madeleine odpowiedział łagodnie: