Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jezus Marja! — krzyknęła Małgorzata — co ci jest Fantino.
— Nic — odpowiedziała Fantina. Owszem, moje dziecko nie umrze na tę straszną chorobę z braku pomocy lekarskiej. Jestem zadowolona.
To mówiąc, pokazała starej dziewczynie dwa napoleony błyszczące na stole.
— A mój Jezu! to majątek! zkąd wzięłaś te dukaty?
— Dostałam — odpowiedziała Fantina.
I uśmiechnęła się. Blask świecy padł na jej twarz wybladłą. Był to uśmiech krwawy. Czerwonawa ślina plamiła krańce jej wargi, w środku ust czarny otwór.
Dwa zęby były wyrwane.
Odesłała czterdzieści franków do Montfermeil.
Zresztą był to podstęp Thenardierów, żeby dostać pieniędzy. Cozetta nie chorowała.
Fantina wyrzuciła swoje zwierciadło za okno. Oddawna przeniosła się z pokoiku na drugiem piętrze do ciupki pod strychem zamykanej na kłódkę; było to poddasze, którego pułap tworzył kąt z podłogą, tak iż co chwila uderzać było trzeba o niego głową. Biedaczka nie mogła wejść w głąb tej izby, jak w głąb swego przeznaczenia, żeby nie schylać się coraz bardziej. Nie miała łóżka, pozostał jej nędzny łachman, który nazywała kołdrą, siennik na ziemi i stołek bez plecionki. Wyschły krzak róży stał w doniczce, w kącie izby, zapomniany. W drugim kącie konewka, w której wnętrzu zmarznięta w zimie woda tworzyła koła z lodu. Straciła wstyd, straciła zalotność. Ostatni znak upadku. Wychodziła w brudnych czepkach. Czy z braku czasu, czy z obojętności, nie naprawiała bielizny. Gdy pięty pończoch się zdarły, wciągała je w trzewiki. Poznać to można było po pewnych prostopadłych zmarszczkach. Łatała stary zużyty stanik kawałkami perkaliku, które rwały się za łada poruszeniem. Ludzie, którym była dłużną, ciągle jej „wy-