Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Małżonkowie Thenardier wściekali się ze złości. Pieniędzy chcieli nie sukni. Oddali ją Eponinie. Biedny skowronek po dawnemu drżał od zimna.
Fantina myślała: — Dziecku memu nie dokucza już zimno. Odziałam je własnemi włosami. — Ostrzyżoną głowę ukryła w okrągłym czepeczku, w którym była jeszcze wcale powabną.
Straszna walka toczyła się w sercu Fantiny. Ujrzawszy swą głowę ostrzyżoną, uczuła nienawiść do wszystkiego, co ją otaczało. Długo z innemi czciła ojca Madeleine, ale powtarzając sobie nieustannie, że on ją wygnał z fabryki, że on był sprawcą jej nieszczęścia, powzięła ku niemu zawziętą nienawiść. Przechodząc około fabryki w godzinach, gdy robotnicy wychodzili, przymuszała się do śmiechu i śpiewała.
Jedna stara robotnica, patrząc na ten jej śmiech i śpiewanie, rzekła: — Oj, ta dziewczyna źle skończy.
Wzięła sobie kochanka, pierwszego lepszego człowieka, którego wcale nie kochała; na złość drugim, z wściekłością w sercu. Był to jakiś nędznik, rodzaj żebrzącego muzykusa, próżniak i łotr, który ją bił i opuścił znudzony.
Fantina ubóstwiała swoje dziecko.
Im niżej spadała, im grubsza dokoła niej robiła się ciemność, tem jaśniej ten mały anioł promieniał w jej duszy. Mówiła: — Gdy się zbogacę, Cozetta będzie ze mną — i śmiała się jak szalona. Kaszel nie ustawał, zimny pot wilżył jej plecy.
Jednego dnia otrzymała od Thenardierów list następującej treści: „Cozetta zasłabła na chorobę grasującą w okolicy. Nazywają to petocie. Lekarstwa nas rujnują, nie mamy już za co ich kupować. Jeśli w przeciągu tygodnia nie przyślesz czterdziestu franków, mała umrze.“
Fantina śmiejąc się do rozpuku, rzekła do starej sąsiadki: — Wyborni ludziska! czterdzieści franków! wszak to całe dwa napoleony! A zkąd im wezmę! Nie głupie to wieśniacy!!