Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedliwości zamieszcza pod rubryką Włóczęgi. Płoszyło ich samo nazwisko Javerta; ujrzawszy jego oblicze, drętwieli.
Takim był ten straszny człowiek.
Javert ciągle miał na oku p. Madeleine. Gdy nań patrzył, w spojrzeniu malowała się podejrzliwość i mnóstwo domysłów. P. Madeleine spostrzegł to w końcu, ale nie zdawał się zwracać uwagi. Nie zadał żadnego zapytania Javertowi, nie szukał go, ani unikał, znosząc spokojnie ten wzrok badawczy ciążący ołowiem. Obchodził się z Javertem jak ze wszystkimi, swobodnie i z dobrocią.
Z kilku słówek, które się wyrwały Javertowi, domyślano się, że z ciekawością rasową, wiedziony zarówno instynktem jak wolą czynił tajemne poszukiwania śladów przeszłości p. Madeleine. Zdawał się wiedzieć i niekiedy mówił to półsłówkami, że ktoś zasięgał pewnych informacji z pewnej okolicy o pewnej znikłej rodzinie. Razu jednego powiedział do siebie: — Zdaje mi się, że go mam! Później trzy dni chodził zamyślony, słowa nie rzekłszy. Musiała urwać się nić, którą już trzymał w ręku.
Zresztą, — tu miejsce na konieczne sprostowanie zbyt bezwzględnego znaczenia, jakie mogą mieć pewne wyrazy. Nie masz nic istotnie nieomylnego w stworzeniu ludzkiem, i charakterem instynktu jest to właśnie, że go można zmięszać, wywieść w pole, oszukać. Inaczej instynkt byłby wyższym od rozumu, a zwierzę miałoby więcej światła od człowieka.
Oczywiście mięszała Javerta doskonała spokojność i naturalność p. Madeleina.
Jednego dnia wszakże dziwne jego obejście zrobiło pewne w rażenie na p. Madeleine. Jaki był powód, opowiemy zaraz.