Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rymy a żadnego sensu, co powstają w dymie fajczanym i z dymem ulatują. Szanowne grono tak odpowiedziało na mowę Tolomyesa:

Ojcowie indyki dali,
Pieniędzy ajentowi,
By górę Clermont-Grzmot
Zrobił papieżem na Ś-ty Jan.
Ale Clermont nie mógł zostać
Papieżem, bo nie był księdzem;
Więc ajent rozłoszczony
Oddać im musiał pieniądze.

Na takie wyzwanie ożył improwizatorski genjusz Tolomyesa; wypróżnił szklankę, znowu napełnił, i zaczął:
— Precz z mądrością! zapomnijcie o wszystkiem, com mówił. Nie bądźmy ani skromnisie, ani roztropni, ani poważni. Piję zdrowie wesołości: bądźmy weseli! Dokończmy kursu prawa szałem i obfitem jedzeniem. Niestrawność i Digesta. Niech Justynjan będzie panem młodym, a hulanka jego połowicą! Żyj, o stworzenie! Świat jest wielkim djamentem. Jestem szczęśliwy. Ptaki zdumiewają! Jaka uczta wszędzie! Słowik daje koncert gratis. Witaj lato! O Luxenburg! O Georgiki ulicy Madame, o Aleje Obserwatorjum! O gapie marzycielu! o poczciwe śliczne dzieweczki, co niańcząc dzieci, bawicie się wyrabianiem ich próbek! Błonia Ameryki są piękne, lecz wolę arkady Odeonu. Dusza moja ulatuje do lasów dziewiczych i na stepy amerykańskie. Wszystko jest piękne. Muchy brzęczą w promieniach słońca. Słońce, kichnąwszy, wydało kolibry. Uściskaj mnie, Fantino!
Omylił się i pocałował Favourytę.