Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„I po chwili dodał:
„— Panie Janie Valjean, wszak udajesz się do Pontarlier?
„— Z przymusową marszrutą.
„Zdaje mi się, że coś podobnego powiedział. Później mówił dalej:
„— Muszę wyruszyć w drogę jutro o świcie. Podróż nieznośna. Noce chłodne, dnie gorące.
„— Udajesz się pan — odparł mój brat — do dobrego kraju. W czasie rewolucji rodzina moja straciła wszystko, schroniłem się najprzód do Franche-Comté, gdzie się czas pewien z pracy rąk utrzymywałem. Nie brakło mi dobrej woli. Znalazłem zajęcie. Cały kłopot był w wyborze. Są tam papiernie, garbarnie, dystylarnie, olearnie, fabryki zegarów, fabryki stali, ze dwadzieścia najmniej hut żelaznych, z których cztery w Lods, Chatilons, w Audincourts i w Beure, głośne w kraju...
„Jak mi się zdaje, nie pomyliłam się w nazwiskach, wymienionych przez brata; później przerwał opowiadanie i zwrócił ku mnie rozmowę:
„— Kochana siostro — rzekł — nie przypominasz sobie, czy nie mamy krewnych w tym kraju?
„Odpowiedziałam:
„— Mieliśmy, między innymi pana de Lucenet, dowódcę straży wewnętrznej w Pontarlier za dawnego rządu.
„— A tak — mówił dalej brat — ale w r. 1795 nie miało się już krewnych, jedyną pomocą były własne ręce. Pracowałem. Około Pontarlier, dokąd się udajesz panie Veljean, zajmują się przemysłem bardzo patryarchalnym i miłym, droga siostro. Mają fabryki serów, które nazywają owocarniami.
„I brat mój, nie przestając zachęcać owego człowieka, aby jadł, wytłumaczył mu szczegółowo, co to były owocarnie Pontarlier; że rozróżniano ich dwa