Strona:Wiktor Gomulicki - Kolorowe obrazki.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leka dobiega głuchy łoskot kół powozowych, parskanie koni i głośne trzaskanie z bicza.
Patrzmy. Na białej drodze wzbija się obłok kurzawy, a rozwiany podmuchem wiatru pokazuje, niby za odchyleniem zasłony elegancki powóz, zaprzężony parą ślicznych gniadoszów. W powozie siedzi troje osób: dwie kobiety i naprzeciw nich, obrócony tyłem do koni młody mężczyzna. Starsza z kobiet ma lat czterdzieści parę, młodszej zaledwie siedmnasta zakwita wiosna. Pierwsza, może nieco zbyt pretensjonalnie ubrana, nosi jeszcze na twarzy ślady niezwykłej, chylącej się jednak ku zachodowi piękności, i prowadzi głośną, francuską konwersację ze swojem vis-à-vis. Druga, w całej pełni dziewiczego wdzięku o bladej twarzy i jasnych blond włosach, rozgląda się dużemi, niebieskiemi oczyma po lesie i zasłaniając wzgardliwie jakoś ułożone usteczka wiązką leśnych kwiatków, od czasu do czasu lekko ziewa.
Młodzieniec „petit-crevé très chic“ ubrany elegancko ze słodziuchnym żurnalowym uśmiechem na bladych ustach i szkiełkiem w przygasłem nieco oku, trzyma na ręku szal jednej z kobiet, a na kolanach małego king-charles’a naszczekującego ustawicznie. Co chwila szczerzy białe ząbki i czystym, paryzkim akcentem odpowiada na pytania starszej kobiety.
Kiedy powóz nadjechał na rozstajne drogi, jasne słonko, niby naumyślnie wychyliło się z za chmurki i obsypało złotem cały obraz, wraz z ożywiającą go postacią starej cyganki.