Strona:Wawrzyniec Augustyn Sutor - Życie pasterskie w Tatrach.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pasterze żyjący żentycą i serem, używali wtedy na mięsiwie, obficie skropioném wódką, któréj zbójnicy hojnie dostarczali; przy odgłosie skrzypiec tany i wesołe okrzyki trwały do świtu, poczém banda opuszczała szałas uchodząc w najniedostępniejsze zakąty.
Tak bywało dawniéj, dziś zmieniły się czasy. Surowe środki rządu przedsiębrane przez czas dłuższy przeciw zbójnikom i kary wymierzone na przechowujących ich, odstraszyły najśmielszych i położyły stanowczo koniec rozbójnictwu. Znikli zbójnicy z Tatr. Bezpiecznie udaje się tu każdy w góry. Powieści i śpiewy o Janosiku i o przesadzonéj liczbie zbójników, przechowują się jeszcze jako przypomnienie powabnéj dla górali przeszłości pomiędzy pasterzami w szałasach lub na wieczornicach przy kądzieli; z pewnym jakoby żalem za owemi czasami swobody rozprawiają starzy — jestto dla nich jakoby rodzaj homerycznéj epopei Tatr.
Juhasów można tu zaraz poznać po odmiennym nieco stroju, którzy tém się tylko od innych różnią, że noszą koszule szarozatłuszczone z szerokiemi rękawami, z wiszącemi u nich kutasikami z paciorków różnokolorowych, oraz umajone alpejskiemi kwiatami kapelusze. Nieodłącznym juhasów towarzyszem jest na długiém stylisku toporek (ciupaga), którym ścina gałęzie na ogień, sporządza sprzęty, podpiera się w przejściach przez niebezpieczne miejsca, a w potrzebie broni.
Tańce owe wesołe i na halach swobodne stanowią w życiu juhasa najpoetyczniejsze chwile młodości. Juhas ciężkiéj pracy nie znosi, oddaje się jéj wtenczas tylko, gdy musi. Przyzwyczajony do wałęsania się po górach, lubi sobie popróżniaczyć (juhasić), gości po Tatrach wodzić, na kozy polować, to ideał życia tatrzańskiego górala.
Zdarza się często, że scena swobody i wesołości zmienia się nagle, kiedy gęste mgły i słota przylegną góry, lub gdy w czasie lata kwieciste hale i polany pokryją się śniegiem. Wtenczas dokuczające zimno i brak paszy spędza ich z całym dobytkiem na dół, opuszczają szałasy i pomiędzy reglami szukają schronienia; a bywa czasem, że i do wsi wśród lata ze statkiem wracać muszą. Słoty długie i zimne zrządzają oprócz niewygód ubytek mléka u krów i owiec, które w takim razie chorują, zdychają, lub oderwawszy się od kierdela, wśród gęstéj mgły błąkają się po urwiskach i zaroślach kosodrzewiny, a czasem giną.
Mgła w Tatrach bywa częstokroć tak gęstą, iż zaledwie na parę stóp dokoła przedmioty rozpoznać można, a wtedy bardzo często można wpaść w szczelinę lodowca lub ześlizgnąć się z gładkiego głazu, zwłaszcza, gdy mgłom takowym towarzyszy burza z gęstą zamiecią śnieżną.
Podczas ciepłego i pogodnego lata zostają pasterze ze statkiem w halach do połowy sierpnia. Koło święta Wniebowzięcia N. Panny Maryi spędzają już owce na dół, ponieważ dzień już jest krótszy, nocy na górach zimne a we wsi rozpoczynają się żniwa.
Do Zakopanego, jako najbliższego punktu hal i szałasów tatrzańskich, zjeżdżają się wiosną i latem z bliższych i dalszych stron Polski goście, chorzy dla leczenia się żentycą, przeważnie jednak przybywają zdrowi dla poznania przecudnych gór naszych, wytchnienia po pracy i zwiedzania piękniejszych partyj tatrzańskich. Liczba chorych, szukających pokrzepienia lub poratowania zdrowia żentycą, coraz więcéj w Tatrach się powiększa, tém bardziéj, że teraz znajdują się w Zakopanem więcéj wygodne mieszkania i łatwość nabycia rozmaitych wiktuałów, a nawet kilka nienajgorszych restauracyj. W ostatnich latach zaczęło się zjeżdżać wiele gości z Królestwa Polskiego, głównie téż z Warszawy. Goście ci pożądani góralom, którzy umieją wyzyskiwać ich w najrozmaitszy sposób. Obok wielkich przymiotów mają