Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 86 —

— Wcale nie — ani wspomniał nawet o tém nazwisku.
— A! rozumiem. — Pan Morris nie chciał zapewne uwikłać cudzoziemca w procedurę, która dlań jest zupełnie obcą; — ale ponieważ świadectwo moje jest potrzebne dla usprawiedliwienia pana Franka Osbaldyston z zarzutu, który najniesłuszniéj mu uczyniono, usunąwszy więc delikatność na stronę, zechciéj panie Morris powiedziéć tu w obecności szanownego sędziego, czy nie odbyliśmy razem kilkunastu mil drogi na usilne pańskie nalegania w Darlington, których zrazu słuchać nie chciałem, ale na które w końcu musiałem przystać, gdyśmy się znowu spotkali przy Cloberry Alers? — i czyli nawet, dogadzając chęci pańskiéj, nie zboczyłem z prostéj drogi do Rothbury, dokąd udać się zamierzałem?
— Wszystko to jest smutną, lecz istotną prawdą, — odpowiedział Morris spuściwszy w dół oczy z wyrazem dotkliwego cierpienia.
— Spodziéwam się, że nie zaprzeczysz i temu, że niczyje świadectwo ważniejszém być nie może od mojego w tém zdarzeniu, na które od początku do końca patrzałem.
— Nikt o tém lepiéj nie wié zapewne, — rzekł Morris z głębokiém westchnieniem.
— A czemużeś go u licha nie bronił? — przerwał sędzia; — podług zeznania pana Morris, było tylko dwóch zbójców, byliście więc dwaj przeciwko dwom, a oba wyglądacie jak dęby!
— Mości sędzio, — rzekł Campbell, — ja jestem człowiek spokojny, i przez całe życie moje unikałem ile możności zwady i bitwy. Pan Morris, który jak się zdaje służył, czy téż służy w wojsku, mógł zapewne bronić i osoby swojéj, i tego co miał, jeżeli nie był bez zapasu; ale ja, co