Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROB-ROY.

ROZDZIAŁ  I.
Nie mam już synów, tego nawet tracę!
Czémże zgrzészyłem jaka moja wina?
Jakiémże temu przekleństwem odpłacę,
Kto tak odmienił, kto mi zepsuł syna!
Pan Tomasz.

Tyle razy prosiłeś mię kochany przyjacielu, abym korzystając ze swobody, jaką mi Opatrzność przy schyłku życia udzielić raczyła, skréślił obraz wydarzeń, które początek jego oznaczyły. Pamięć tych, jak nazywasz awantur, zostawiła na umyśle moim razem przyjemne i dotkliwe wrażenie, łączy się z niemi uczucie żywéj wdzięczności i czci ku Najwyższéj ludzkie losy ważącéj Istocie, któréj dobroczynna ręka przeprowadziła młodość moją pośród tylu przygód i niebezpieczeństw, jakby dla tego właśnie, abym mocniéj czuć i cenić umiał spokojność i szczęście, któremi mię w starości obdarza.
Poświęcając drugiemu ja moje pamiętniki, tę miedzy innemi odnoszę korzyść, że mogę opuścić wiele niepotrzebnych szczegółów, które zupełnie mi obcym wyłuszczać-