Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 443 —

twoich rozmyślań przez ciąg całego życia, — jakiéj zaś natury będą te rozmyślania?... odpowié ci na to własne sumienie, — przyjdzie czas, kiedy usłyszysz głos jego straszliwy, — jesteś więc godzien litości, bo nie wiesz jakie złe sam sobie wyrządzasz.
Rashleigh nie mówiąc ani słowa, przeszedł dwa, lub trzy razy z końca w koniec sali, — zbliżył się do stołu, na którym stała flasza z winem, i nalał drżącą ręką kubek po same brzegi; po czém, jakby wstydząc się pomieszania, którego nie zdołał był ukryć, spojrzał nam śmiało w oczy, podniósł kubek do ust, nie wylawszy ani kropli, i spełnił go w oka mgnieniu.
— Stary burgund mego ojca! — zawołał obracając się do Jobsohna, — cieszę się, że pozostało coś jeszcze z dawnego zapasu. — Odbierzcie natychmiast klucze Syddallowi, i każcie go wypchnąć za drzwi razem z tym hultajem (wskazując na Andrzeja). — Lancy niech tu zostanie i pilnuje domu; my zaś przeprowadzimy więźniów na bezpieczniejsze miejsce, — kazałem przyrządzić w tym celu stary familijny powóz, chociaż mi nie tajno, że ta pani nie lęka się nocnego chłodu, i umie dosiąść konia, a nawet pieszo odbywać podróże, jeżeli inaczéj nie można.
Andrzéj tymczasem załamywał ręce z rozpaczy:
— Ja tylko powiedziałem, — wołał ze łzami, — że pan mój z jakimś duchem rozmawia w biblijotece, — a ten niegodziwy Lancy!... — Ufajże teraz przyjaciołom! przez lat dwadzieścia śpiewaliśmy z jednego psałterza.
Nie zważając na te krzyki, wypchnięto go z domu razem ze starym Syddallem; a okoliczność ta, jakkolwiek błaha na pozór, pociągnęła przecież za sobą bardzo ważne skutki. — Postanowiwszy (jak zeznał w późniejszym czasie), przepędzić resztę nocy u staruszki Simpson, dawnéj swojéj znajoméj, Andrzéj szedł drogą wysadzoną lipami,