Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 411 —

nia, czyli téż przez szlachetne duszy jéj przymioty, cnotliwa Mattie nie zawiodła nadziei pana Jarvie; nigdy nie dała mu powodu żałować tego postępku, chociaż przyjaciele uważali krok ten za śmiały i niezgodny z wiekiem pana burmistrza.






ROZDZIAŁ  XXXVIII.
„Dzieci przyspieszcie tu kroku,
Jest was sześciu, każdy śmiały,
Któż ze mną przy pana boku
Będzie walczył z was dla chwały?“

Pięciu wraz odpowiedziało:
„Ja chcę, ja chcę Panie,
Ja chcę, ja chcę walczyć z chwałą,
Póki tylko życia stanie.“
Powstanie na północy.

Następnego poranku, kiedy już gotowaliśmy się do wyjazdu z Glasgowa, Andrzéj Fairservice wpadł do mego pokoju, i jakby zmysłów pozbawiony, począł latać z końca w koniec, powtarzając nieustannie:
— Już ogień wybuchnął, już ogień wybuchnął!
Nie bez trudności nakazałem mu milczenie, i zmusiłem aby mi wytłómaczył co znaczą te słowa. Przybrawszy więc poważną minę, uwiadomił mię, że górale zebrawszy wszystkie siły, ruszyli się z gór swoich, nie zostawiając w domu ani jednego człowieka, i że Rob-Roy na czele piekielnéj zgrai, za dwadzieścia cztery godzin wpadnie niezawodnie do Glasgowa.
— Milcz hultaju, — zawołałem, — czyś oszalał, czyś się upił tak rano, że mi przynosisz podobne baśnie?
— Oszalał.... upił! — powtórzył Andrzéj, — tak, tak,