Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 395 —

— Jakto? — przerwałem żywo, — więc hrabia nocował także w Aberfoil?
— Nieinaczéj; ale widać, że nie życzył sobie, abyś się spotkał z młodą osobą, i dla tego....
— Nie potrzebnie się lękał, — rzekłem tknięty do żywego, — nie zwykłem być natrętnym, a zwłaszcza tym, którzy mnie unikają.
— Nie masz się o co gniéwać, i sarkać jak kot dziki, gdy go psy opadną; dowiedz się owszem, że hrabia bardzo dobrze ci życzy, a dał już tego dowody; a nawet to było poczęści przyczyną, że wcześniéj nad zamiar wrzos podpalono.
— Wrzos podpalono? cóż to znowu takiego?
— Co?.... alboż nie wiesz, że złoto i kobiety, są początkiem wszystkiego złego na tym świecie? — Nie dowierzałem Rashleighowi od czasu, jak stracił nadzieję ożenienia się z Miss Vernon; i o to podobno naprzód poróżnił się z hrabią; — ale gdy wkrótce potém został zmuszony oddać pańskie papiery, udał się spieszno do Stirling, na co mamy pewne dowody, i odkrył rządowi wszystko, co się knuło zwolna w górach naszych; w skutku czego wydano natychmiast rozkaz przytrzymania hrabiego i młodéj pani; chciano także i mnie uwięzić, — jakoż nie wątpię, że to Rashleigh skłonił Morrisa (któremu wmówić umiał wszystko, co mu się podobało), aby mnie wciągnął w zastawione sieci. — Ale chociażby Rashleigh był najmężniejszym z ludzi, i ostatnim z domu Osbaldystonów, niech mię szatan strąci z téj skały natychmiast, jeżeli za pierwszém spotkaniem nie wytoczę mu tém żelazem najlepszą krew, jaka w żyłach jego płynie.
To mówiąc, zmarszczył brwi i uderzył silnie po rękojeści pałasza swego.
— Cieszyłbym się z tego co zaszło, — rzekłem, — gdy-