Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 393 —

zem ze strażą naszą, złożoną z Rob-Roya; i sześciu młodych, którzy mu zwykle w wycieczkach towarzyszyli.
Udaliśmy się tąż samą drogą co i dnia poprzedniego z kapitanem Thornton, chociaż położenie nasze było wówczas zupełnie odmienne. Gdyśmy się przybliżyli do wąwozu, w którym zaszła pamiętna bitwa, a po niéj nieludzki postępek Heleny; Mac Gregor, jakby przeczuwając, co miałem na myśli, odezwał się do mnie temi słowy; — nie wątpię: że źle o nas sądzisz panie Osbaldyston, i nie dziwię się temu, — lecz pomnij na to przynajmniéj, że nas zmuszono być tém, czém jesteśmy. — Góralom zbywa na oświacie i towarzyskiém ukształceniu; namiętności mają gwałtowne i niczém niepohamowane; ale okrucieństwo nie jest w ich charakterze. Bylibyśmy spokojni i szanowalibyśmy prawa, gdyby nam opieki praw nie odjęto; lecz ucisk...
— Tak, tak, ucisk, — przerwał burmistrz — rozumnych, nawet, do szaleństwa przywodzi.
— A cóż dopiero nas, — rzekł daléj Mac Gregor, — którzy dziś tak żyjemy jak przodkowie nasi przed tysiącem lat żyli; bez żadnéj prawie zmiany obyczajów i oświaty? Możemyż znosić bez obrony, bez zemsty, ich krwawe przeciw nam wyroki, — tysiączne haniebnéj śmierci przykłady, pogardę i zakaz noszenia pełnego sławy nazwiska?. Ja, który śród bojów pędzę życie moje, nikomu przecież zimną krwią nie zadałem śmierci; a oni, chętnieby mię jak psa wściekłego powiesić kazali na bramie pierwszego z panów mających do mnie urazę.
Odpowiedziałem, że wyrok przeciw imieniowi jego i rodzinie, każdy prawy Anglik za gwałtowny i niesprawiedliwy uważać powinien; a widząc, że go ucieszyły te słowa, ponowiłem żądanie, aby dozwolił ułatwić synom swoim, i sobie, jeśliby tego życzył, wejście do zagranicznego wojska. — Mac Gregor ścisnął mi znowu rękę, a zatrzymawszy