Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 384 —

moich oddać na naukę do rzemiosła, wolno ci będzie zamknąć im drzwi przed nosem. Ale wspomniałeś o długu moim. — Héj! Eachin Mac-Analeister! podajno tu mój worek.
Wysoki i barczysty góral, który, jak się zdawało, posiadał zaufanie Rob-Roya, przyniósł dość sporą torbę ze skóry wydry, bogato w srebro oprawną, i podobną do tych, jakie zwykle naczelnicy góralów noszą przy boku, kiedy przywdziewają swój uroczysty ubiór.
— Nie radzę nikomu, — rzekł daléj Mac-Gregor, — otwierać tego worka, jeżeli nie wié sposobu.
To mówiąc przycisnął kilka prętów mających srébrne główki, inne znowu wyciągnął, a gruby zamek osadzony u wiérzchu worka, sam się otworzył. Ukazał nam natenczas małą stalową krócicę wewnątrz przytwierdzoną, która przez kunsztowny mechanizm, raniłaby nieochybnie rękę nieświadomego, coby zwykłym sposobem chciał zamek odemknąć.
— Oto jest straż kassy mojéj, — rzekł Rob-Roy wskazując na krócice; a pan Jarvie włożywszy okulary i przypatrzywszy się téj dowcipnéj sztuce, odpowiedział z uśmiéchem i westchnieniem razem:
— Ach! Robie, gdyby cudze worki były podobnie strzeżone, nie wiem czyby ten co leży przed nami, mieścił w sobie tyle złota!
— Bądź spokojny kuzynie; nigdy on nie był zamknięty dla przyjaciela w potrzebie — nigdy prawy wierzyciel nie odszedł z próżną ręką od niego. — Oto masz należność swoją, — rzekł daléj Rob-Roy, wyjmując paczkę złota, przelicz, czy nie brakuje czego?
Pan Jarvie wziął piéniądze, poważył je w ręku przez chwilę, i odłożył na stół.
— Nie, Robie, — odpowiedział, — nie mogę wziąść tego złota, — przyniosłoby mi nieszczęście, — jakim sposo-