Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 352 —

spół ze mną litość nad jego losem, i wstawiało się za nim do księcia:
— Lepiéj byłoby, — rzekli, — osadzić go w ścisłém więzieniu w twierdzy Stirling, i trzymać go jako zakład, dopóki się jego banda nie rozejdzie, aniżeli narażać kraj cały na klęski, którym trudno będzie zapobiédz, zwłaszcza podczas długich jesiennych nocy; bo niepodobna osadzić wszystkie miejsca, — a górale umieją wybierać te właśnie, w których najmniéj znajdą oporu. — Godziż się, oprócz tego, być obojętnym na los nieszczęśliwych jeńców, wtenczas, kiedy wątpić nie można, że padną ofiarą zemsty i okrucieństwa téj dziczy?
Galbraith posunął się jeszcze daléj, ufając łagodności i umiarkowaniu księcia, lubo wiedział, że ten miał osobiste powody ku więźniowi.
— Rob-Roy jest niebezpiecznym sąsiadem dla nizin, a nadewszystko szkodliwym dla W. Ks. Mości, — popełnił więcéj złego jak wszyscy inni rabusie, — ale był to niegdyś spokojny i uczciwy handlarz, i łatwiéj będzie z nim trafić do końca, jak z żoną jego i dziećmi, z tą rodziną szatanów, która nie zna ani bojaźni, ani litości, a stanąwszy na czele bandy, sto razy więcéj jak dotąd narobi złego.
— Ba, ba! — zawołał książe. — Przebiegłość to jego i zręczność stanowią całą ich siłę. — pozbawieni dowódzcy, niedługo opierać się będą, — oderwijmy głowę u osy, a żądło jéj niedługo straszném pozostanie.
Nie łatwo było przekonać Galbraitha.
— Nie mam wcale zamiaru występować w obronie Rob-Roya, — odezwał się znowu. — Wiadomo wszystkim, że nie żyjemy w przyjaźni, — po dwakroć wypróżnił mi oborę, i włościanom moim niemało szkody wyrządził, — a jednak....
— A jednak, — przerwał książę uśmiechając się zło-