Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 343 —

podli złoczyńcy depcą po karku ludzi cnotliwych i świetnym zaszczyconych rodem; ty byłbyś szczęśliwym, i jak brytan rzeźnika tuczyłbyś się krwią nędznych ofiar przemocy. — Nie! — nie doczekasz téj roskoszy. — Zginiesz psie podły, — zginiesz, nim słońce błyśnie z pod téj chmurki, która je pokryła.
Obróciwszy się potem do swoich ludzi, dała im krótki rozkaz w rodzinnéj mowie. Dwaj silni górale porwali natychmiast leżącego u nóg jéj więźnia, i zawlekli na samą krawędź wiszącéj po nad jeziorem skały. — Krzyki jego musiały być przeraźliwe i okropne, kiedy przez ciąg lat kilku, nieraz porywałem się ze snu, rozumiejąc, że je słyszę jeszcze. Gdy oprawcy ciągnęli go koło miejsca, gdzie stałem, poznał mię i przemówił ostatnie słowa. — Panie Osbaldyston ratuj mnie, — ratuj.
Wzruszony do żywego tym okropnym widokiem, i zapomniawszy, że i mię podobny los czeka, błagałem o litość nad nieszczęśliwym, ale prośby moje Helena odrzuciła ze wzgardą. Przywiązano mu do szyi ciężki kamień, obwiniony kawałem plaidu; zdarto resztę odzienia, i pośród powszechnego zemsty okrzyku, który jednak nie zdołał zagłuszyć ostatnich konającego jęków, strącono z wierzchołka skały w głębią jeziora. — Schyleni nad przepaścią górale, czatowali jeszcze przez chwilę, ażali nie potrafi wywikłać się z więzów i na wierzch wypłynąć, ale ostrożność ich była zbyteczną. — Wody rozbite silném uderzeniem ciężaru, zeszły się znowu i odzyskały zupełną spokojność; a ogniwo życia, o które tak gorąco błagał nieszczęśliwy Morris, było już na zawsze wykréślone z listy świata.