Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 324 —

ten niecnota, że widząc się zewsząd otoczonym, rozpuścił prawie całą swą zgraję, aby się łatwiéj mógł ukryć, lub zemknąć jemu tylko wiadomą drogą.
— Nie wiem, — rzekł burmistrz, — czy co z tego będzie! Dziś rano Galbraith ma więcéj w głowie wódki, jak mózgu. Co do górali, gdybym był na pańskiem miejscu, nie ufałbym im tak bardzo. Kruk krukowi oka nie wykłuje, — między sobą, kłócą się, łają i biją; ale niechże się wmiesza kto obcy (a zwłaszcza, jeżeli ma na nogach to, czego oni nie noszą, a worek w kieszeni), zapomną o kłótni, i wszyscy razem na niego uderzą.
Zdaje się, że te uwagi zrobiły niejakie wrażenie na umyśle kapitana, rozkazał bowiem żołnierzom swoim uszykować się do boju, nabić broń, i osadzić bagnety. — Wyznaczył oprócz tego straż przednią i tylną, złożoną z kilku ludzi pod dowództwem kapralów, którym zalecił jak największą baczność. Dugala wzięto znowu na ścisłe badanie, podczas którego obstawał ciągle przy pierwszém zeznaniu; a gdy mu kapitan zarzucał, że go prowadzi drogą podejrzaną i niebezpieczną, odpowiedział mrukliwym tonem, przez co na tém większą zdawał się zasługiwać wiarę; — alboż to ja zrobiłem tę drogę? — jeżeli panowie chcieliście szérszéj i równiejszéj, to trzeba było iść do Glasgowa a nie w góry.
Ruszyliśmy więc daléj, — ścieżka wiodła nas ciągle ku brzegom jeziora, ale pośród tak gęstych zarośli, że kiedy niekiedy tylko mogliśmy jéj dostrzedz. Wkrótce jednak wyszedłszy z lasu, ujrzeliśmy przed sobą w całéj okazałości to pyszne zwiérciadło, w którego czystéj i spokojnéj powierzchni (wiatr bowiem ucichł już był zupełnie), odbijały się ciemne, wrzosem porosłe góry, ogromne siwe skały, i wesołe gaje, któremi zewsząd było otoczone. Brzeg w tém miejscu tak był spadzisty, tylu parowami poprze-