Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 284 —

szyło, że lubo szczerze kochał ojczyznę i wywyższał ją nad wszystkie inne kraje, oddawał jednak sprawiedliwość i sąsiedniemu królestwu. Gdy Andrzéj Fairservice (którego, mówiąc nawiasem, pan Jarvie znieść nie mógł), zaczął wyrzekać na zjednoczenie dwóch krajów, dla tego tylko, że koń jego zgubił na drodze podkowę, szanowny urzędnik powstał nań żywo.
— Milcz! ani słowa więcéj, — takie to języki jak twoje rozsiéwają zawiść i niezgodę między sąsiadami! — Co dziś dobre, jutro lepszém być może, — to właśnie o zjednoczeniu powiedziéć można. — Nigdzie ono tylu przeciwników nie znalazło jak w Glasgowie, — były szemrania, schadzki i bunty. — Nie ma wiatru, któryby wszystkim wiał pomyślnie; a przecież cóż pomoże dmuchać przeciw niemu? — Od czasu, kiedy Ś. Mungo począł łapać śledzie w Klajdzie, nigdy handel tak nie kwitnął w Glasgowie jak dzisiaj. Cóż nam otworzyło drogę Indyi Wschodnich, jeżeli nie zjednoczenie?
Nie tak łatwo było przekonać Andrzeja, — odpowiedział więc burkliwym tonem; — że smutno pomyślić, iż Anglija przepisuje prawa Szkocyi, że za wszystkie Glasgowskie śledzie, za wszystkie towary osad, nie oddałby Parlamentu Szkocyi, ani posłał korony, berła i miecza do Londyńskiego skarbca, pod straż tych żarłoków nadzianych plumpuddingiem. — Coby to powiedział William Wallace, albo stary Davie Lindsay na to zjednoczenie, i na wszystkich, którzy się doń przyłożyli?
Podczas tych sporów, już byliśmy około dwóch mil od Glasgowa. Droga wydawała mi się dość smutną, a w miarę jakeśmy daléj jechali, coraz dziksze przedstawiała widoki. Zewsząd otaczały nas rozległe równiny; gdzie niegdzie tylko natrafiało oko błota mchem uzielenione, lub czerniące się torfem: albo gołe, przykro-spadziste, i trudne