Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 280 —

z pod prawa, to niech mu o tém sami doniosą. — Ale minęły już czasy Stuartów, kiedy nie godziło się mówić nawet z wyjętym z pod prawa. — Oho! niech mię tylko zaczépią, potrafię im odpowiedziéć, poczują, co to jest język Szkota!
Nie bez radości uważałem, że szanowny nasz burmistrz, dzięki wpływowi politycznych opinij, chęci usłużenia domowi mego ojca, osłonieniu, siebie od straty, a otworzenia nowéj drogi zysku; dzięki wreszcie niewinnéj próżności, coraz większéj nabierał odwagi. Jakoż nakoniec uczynił niezachwiane postanowienie, że sam swoją osobą pomoże mi odzyskać wydartą memu ojcu własność. — Ze wszystkiego com słyszał wniosłem, że jeżeli rzeczywiście własność tę posiadał Campbell, można było mieć nadzieję, że mi ją powróci, nie mogąc sam z niéj korzystać; — a że poważne wdanie się pana Jarvie mogło mi być wielce użyteczne, zatem z wdzięcznością przyjąłem oświadczenie, że mi w podróży do Aberfoil towarzyszyć będzie.
Długo się wprawdzie namyślał zacny urzędnik; ale raz powzięty zamiar, pragnął jak najśpieszniéj wykonać. — Zawołał Mattie, rozkazał przewietrzyć podróżny surdut, wyszmarować tłustością bóty, i zasypać obrok koniowi. Ułożyliśmy, że wyjedziemy nazajutrz o piątéj rano, i że Owen, bez którego mogliśmy się obejść, w Glasgowie czekać będzie naszego powrotu. Wkrótce pożegnałem gorliwego przyjaciela, którego spotkanie winien byłem był szczęśliwemu losowi, i wróciłem z Owenem do mego mieszkania; a wydawszy rozkazy Andrzejowi, aby o naznaczonéj godzinie był gotowy do podróży, — większą kiedykolwiek ożywiony nadzieją pomyślnéj przyszłości, rzuciłem się na łóżko: smacznie zasnąłem.