Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 263 —

Coffinkey był to najuczciwszy człowiek w świecie; tylko klął!.... aż włosy na głowie stawały; — ale zdał już rachunek tam nad nami, i spodziewam się, że odebrał zakwitowanie.
Poncz istotnie bardzo dobry, dał powód długiéj rozprawy między Owenem i naszym gospodarzem, o wpływie zjednoczenia dwóch królestw na handel Glasgowa z osadami Angielskiéj Ameryki i Indyjami Wschodniemi. — Na zarzut Owena, że ten handel składały w znacznéj części towary Anglii, pan Jarvie nadzwyczajnie uniesiony odpowiedział:
— Bardzo przepraszam mój panie, bardzo przepraszam. — Nie potrzebujemy prosić sąsiada; dość nam wytrząść własną kieszeń. — Są wyroby wełniane w Stirling, w Musselburgh, i w Edinburgu; pończochy w Aberdeen; płótna rozmaitych gatunków, — lepsze i tańsze jak w waszym Londynie; — muśliny, bawełnice i t. d. — Nie, nie mój panie; każdy śledź ma własne płetwy, każdy baran własne nogi, a Glasgow ma wszystko co mu potrzeba, i od nikogo nic nie pożycza. — Pana to nie bawi, — rzekł daléj pan Jarvie, uważając, że dawno siedzę milczący, — ale wiesz, o czém zwykle szewc gada? — o bótach.
Odpowiedziałem, że smutne okoliczności mego położenia powinny być mi wymówką; a korzystając ze sposobnéj pory, uwiadomiłem przyjaciół moich o ranném zdarzeniu, które mię spotkało; zamilczając tylko o odebranéj ranie jako o rzeczy nie wartéj wspomnienia. — Pan Jarvie widocznie wzruszony, słuchał pilnie opowiadania mego, kiedy niekiedy przymrużał oczy, zażywał tabakę i wzdychał. — Gdym wspomniał o pojedynku; Owen załamał ręce i zasmucony spojrzał w niebo; a pan Jarvie zawołał: — To źle, bardzo źle! porwać się do broni na krewnego, jest to powstać przeciw prawom Boskim i ludzkim; za dobycie szpady na ulicy