Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 233 —

wola Boża! — Chybił, trafił. — Dam za pana porękę! — Ale pamiętaj, porękę judicio sisti, to jest, że staniesz, nie zaś judicatum solvi, to jest, że zapłacisz, — bo to wcale co innego.
Owen przyznał, że w tém rzeczy położeniu nie może się spodziéwać, aby ktokolwiek ręczyć miał za pewność wypłaty; lubo to prawdę mówiąc, żadnéj nie ulega wątpliwości; — lecz dodał, że co do stawienia się przed sądem, za to, każdy śmiało ręczyć może.
— Wierzę panu, wierzę, — rzekł burmistrz, — dosyć tego, dziś przed śniadaniem będziesz miéć wolne nogi. — A teraz zobaczmy co ci panowie powiedzą, i jakim sposobem dostali się tu po nocy.






ROZDZIAŁ  XXIII.
Wraca; nie mówiąc nikomu,
Wrócił, gościa zastał w domu!
„A to ślicznie! hola bracie!
Co tu waszmość porabiacie?
Stara piosnka.

Zacny urzędnik odebrawszy z rąk służącéj latarnię, z miną Dyjogenesa, a może i z równie słabą nadzieją odkrycia pożądanego skarbu, przystąpił do rozpoznania gości, których tak niespodzianie zastał w pokoju Owena. Zbliżył się naprzód do mego przewodnika, który siedząc przy stole, jak namieniłem, zwrócił oko na przeciwną ścianę, założył na krzyż ręce i nie okazując najmniejszéj niespokojności, wybijał piętami o nogi stołu takt piosnki, któréj gwizdać nie przestał. Postać jego pełna zimnéj odwagi i obojętności, zmięszała na chwilę przenikliwość i pamięć burmistrza.