Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 211 —

powodu? — Nieraz mi przyszedł na pamięć Rashieigh i jego złośliwe podejścia; lecz odbywszy tak śpieszną podróż, mógłżem wnosić, że już wié o przyjeździe moim do Glasgowa, a témbardziéj, że miał czas dostateczny przygotować środki przeciw osobistemu memu bezpieczeństwu? — Wreszcie bojaźń była mi z natury obcą, a siła, i nabyta zagranicą zręczność użycia wszelkiéj broni, nie kazały mi się lękać żadnego przeciwnika. Zabójstwa zbyt rzadko się zdarzały podówczas w Szkocyi; a miejsce spotkania tak uczęszczane, nie mogło wzniecić podejrzenia o zamiarze gwałtu. Wszystkie te względy utwierdziły postanowienie, że pójdę na most w oznaczonéj godzinie, i postąpię stosownie do okoliczności. — Muszę ci jednak wyznać Treshamie to, co w owéj chwili przed sobą samym ukryć pragnąłem: jakieś szczególne przeczucie napełniało mię płonną może, ale niewypowiedzianie miłą nadzieją, że Djana Vernon nie jest obca przestrodze, którą tak dziwnie otrzymałem. Ona jedna, powtarzało to przeczucie, wié o celu podróży twojéj, — ona ci wyznała, że ma związki i przyjaciół w Szkocyi, — ona cię opatrzyła talizmanem, którego dzielności masz doświadczyć wtenczas, gdy wszelkie inne środki okażą się bezskuteczne; — któż więc inny jeśli nie Djana, miałby chęć i sposobność wykrycia niebezpieczeństw, któremi jesteś otoczony? — Ten pochlebny wniosek snuł mi się ciągle przed obiadem; nowéj nabrał mocy podczas uczty; a na końcu (może za pomocą kilku kieliszków wybornego Bordo) tak silnie opanował mój umysł, iż lękając się zwodniczego złudzenia, odepchnąłem butelkę, porwałem się od stołu, a uchwyciwszy za kapelusz, wypadłem na świéże powietrze, jakbym chciał własnych uniknąć myśli. — Jeżeli ten był mój zamiar, nie udał mi się; nieznacznie bowiem błędne kroki moje zawio-