Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 171 —

serca mego; a podżegana ciągle tą uległością, jaką widziałem w Djanie ku owym niedocieczonym istotom, które rządziły jéj losom, nie dawała mi ani chwili spoczynku. Im dłużéj zastanawiałem się nad charakterem Miss Vernon, tém mocniejszego nabierałem przekonania, że nie zniosłaby żadnych innych więzów nad te, za któremiby przemawiało uczucie jéj serca; zkąd naturalnie wniosłem, że właśnie wtém uczuciu ukrywać się musi istotna przyczyna wszystkiego, co tylko w postępowaniu Djany wydawało mi się niepojęte i dziwne.
To boleśne podejrzenie podwoiło we mnie chęć wyśledzenia prawdy. Na ten cel ułożyłem mądry zamiar, o którego skutku, jeżeli cię jeszcze nie znudziły te drobne szczegóły, dowiesz się w następującym rozdziale.






ROZDZIAŁ  XVII.
Słyszę głos który w drogę mię woła;
Lecz on przed uchem twym znika.
Téj ręki wzrok twój ujrzeć nie zdoła.
Która mi cel mój wytyka.
Tickel.

Wspominałem ci już mój Treshamie, że rzadko kiedy, i to chyba uzyskawszy pozwolenie — i w przytomności staréj Marty, wchodziłem wieczorem do biblioteki; — był to skutek dobrowolnego układu, do którego sam myśl podałem. Od niejakiego czasu, przez wzajemną nieufność, schadzki te ustały zupełnie. Miss Vernon nie mogła się spodziéwać, abym je znowu rozpoczął, — a szczególniéj bez