Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 162 —

u katolików northumberlandzkich, dla cnoty swéj i przymiotów. — Ale ojciec Voghan nie był wolny od oryginalności, stan jego odznaczającéj; — w całym jego układzie widać było jakieś tajemnicze dążenie; które my protestanci nazywamy bigoteryją. Mieszkańcy Osbaldyston-Hallu, okazywali ku niemu więcéj uszanowania jak miłości. — Zapewne surowo naganiał nieprzyzwoite ich biesady, bo mniéj było hałasu i zbytków, ilekroć w zamku przebywał; — sam nawet baron Hildebrand powściągał się natenczas w mowie i postępkach; dla tego też przytomność ojca Voghan nie była zbyt przyjemną stryjaszkowi.
Ksiądz ten żył bardzo ściśle z Rashleighem, i to był powód, że nie miałem chęci zbliżać się do niego, a że i on zdawał się mnie unikać, cała więc nasza znajomość ograniczała się wyrazami zwykłéj i obojętnéj grzeczności. — Że ojciec Voghan mógł zajmować mieszkanie Rashleigha, że mógł miéć przystęp do biblijoteki, było rzeczą bardzo naturalną; światło zatém, które widziałem przeszłego wieczora, mogło być przez niego wniesione. Domysł ten zwrócił mimowolnie uwagę moją na związki, jakie między nim i Djaną Vernon zachodziły; — zdawało mi się, że były téj saméj tajemniczéj natury jak i te, którem dostrzegł między nią i Rashleighem. — Nigdy nie wspominała ojca Voghan, unikała nawet wszelkiéj o nim rozmowy; — raz tylko, przy pierwszém naszém poznaniu nadmieniła, jak sobie przypomnisz, że wyjąwszy starego księdza i ją samą, nie ma do kogo i słowa przemówić w Osbaldyston-Hallu. Jednak, mimo téj pozornéj obojętności, za każdem przybyciem ojca Voghan, uważałem w niéj widoczną niespokojność i bojaźń, które trwały, póki nie spojrzał na nią zapewniającém wejrzeniem.
Jakakolwiek mogła być tajemnica, która zdawała się rządzić losem téj pięknéj i zajmującéj dziewicy, ojciec