Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

MŁODZIENIEC wstaje z ławki.

Nareszcie.

SIOSTRA.

Niech pan tylko będzie dobrej myśli...

MŁODZIENIEC.

Jestem dobrej myśli.

SIOSTRA.

Jutro będziemy się wspólnie wyśmiewać z bieżącej godziny.

MŁODZIENIEC.

O tak, tak... Gdyby jednakże... Czynię cię, siostro, wykonawczynią mego testamentu.

SIOSTRA, idąc tuż za nim, mówi zcicha.

«Wzywaj mię w dzień utrapienia...»

MŁODZIENIEC.

Czuję w sobie wczorajszą siłę.

SIOSTRA.

Wczorajszą...

MŁODZIENIEC.

Nie mogę tego wyrazić słowami... Wcale nie wiem, co to jest i jak się nazywa. Może to spokój, może męstwo, może wielka minuta bohaterów, a może niski, niewolniczy upadek twarzą na ziemię...