Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stworzona na żonę pracownika, który byt rodziny codziennie zdobywać musi.
Gdyby nie Marya, ileż razy rzuciłby był tę wyczerpującą posadę, w której coraz nowe wymagania zmuszały go do pracy nad siły, tem bardziej, że pracę tę narzucano mu systematycznie, nigdy nie okazując z niej zadowolenia, zapewne chcąc wyczerpać jego cierpliwość i doprowadzić go do wybuchu.
Ileż razy patrząc na człowieka, w którego ręku spoczywał los jego, czuł iż krew wrzała mu w żyłach a słowa prawdy cisnęły się na usta. Ale on wymówić ich nie mógł, słowa te bowiem byłyby obelgą, zwierzchnik czekał ich i wyzywał. A wówczas coby się stało z jego żoną, z jego dziećmi!
Innej pracy szukać nie był w stanie, trzeba było mieć na to czas, stosunki, pieniądze, a to wszystko było dla niego zbytkiem życia. Istnieje wprawdzie zdanie, że zdolny pracownik nigdy nie pozostanie bez chleba, ale zdolność pracownika poświadczają zwykle zwierzchnicy, wie się o zdolnościach zużytkowanych, te zaś co marnieją w zapomnieniu, stanowić będą zawsze cyfrę niewiadomą w bilansie społecznym. A przytem Molski zajmował wysokie stanowisko, dobił go się latami pracy, doszedł do tego, że płaca, jaką pobierał, starczyła na dostatnie utrzymanie rodziny. Inny na jego miejscu byłby nawet coś odłożył na czarną godzinę, ale zdro-