Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brało górę i byłem zdolny do wszystkiego, byle ją zatrzymać, Ona czuła dobrze, iż to nie było igraszką, haniebną komedyą. Życie moje było w jej rękach. Położenie to nie miało wyjścia i nie wiem jak długo by trwało, gdyby nie przerwało go gwałtowne pukanie do drzwi moich. Poznałem głos Melanii. Augusta poznała go także; żona moja musiała wiedzieć, że ona jest u mnie, słyszała pewnie głosy nasze, może i moje szalone wyznania.
Na razie nie wiedziałem co mam czynić. Augusta mogła przez ogród powrócić do siebie, ale nie uczyniła tego, chociaż pojmowała całą ważność chwili. Jej bohaterska natura nie cofnęła się nigdy przed światłem, i silna uczuciem niewinności swojej nie chciała zniżyć się do ucieczki, do udania. Znając Melanię wiedziała jednak, że bezpowrotnie potępioną będzie.
— Otwórz pan te drzwi, szepnęła do mnie.
Stałem osłupiały i niemy nie ruszając się z miejsca.
— Otwórz-że pan! powtórzyła głośniej nakazującym głosem. I widząc, że nie byłem w stanie ją usłuchać, przejęty fatalnością tego spotkania, zbliżyła się do drzwi pewnym krokiem, odsunęła rygle i otworzyła je na oścież. Ja machinalnie stanąłem przy niej.
Melania wbiegła jak burza; była w stanie trudnym do opisania, pierwszy raz wytrącona nagle z kolei biernego życia siłą namiętności, której wówczas ja sam rozpoznać i nazwać nie umiałem, traciła zupełnie panowanie nad sobą, było w niej coś przypominającego zwierzę ranione. Oczy jej wielkie, bez-