Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z umysłem bystrym, z wyobraźnią bujną, z żądzą wiedzy kapryśną a niepochamowaną, miałem wszystko co może stać się szczęściem lub nieszczęściem życia, mogłem być człowiekiem, a zostałem niczem! Brakło mi jakiejś ożywczej siły, jakiegoś harmonizującego pierwiastku, którego sam wyrobić nie umiałem w sobie. Bogaty uczuciem i myślą, czułem rozstrój ciągły, duchem burzyłem wszystko a nic zbudować nie mogłem i cierpiałem tem więcej, że osamotnienie lat pierwszych zostawiło mi w duszy, jakąś żądzę szczęścia nieznanego nawet w najpierwszych wspomnieniach, jakąś niecierpliwość do życia która odejmowała mi zupełnie panowanie nad sobą i rzucała skrępowanego wszystkim falom losu.
Wzrosły i wychowany w wewnętrznej rozterce, nieodgadywanej przez żadnego z płatnych nauczycieli, nie miałem punktu oparcia dla serca i myśli, przerzucałem się na wszystkie strony, uniesiony każdą nową doktryną, nową myślą i nowem uczuciem.
Dziś czuję, iż należałem do rzędu ludzi będących nieszczęściem dla siebie i dla drugich, których należy omijać zdaleka i omijano mnie też instynktowie może. Wówczas, nie znalem jeszcze samego siebie, nie miałem żadnego moralnego kriterium; nie wiedziałem sam czegom pragnął, do czegom dążył. Nie wiedziałem, że mogłem popełniać zbrodnie, choć instynkta moje były szlachetne, bo instynktami rządzi przypadek tylko, a we mnie wszystko było instynktem, przeczuciem, namiętnością. Zaden obowiązek, żadne moralne prawo nie ujęło ich w karby, nie zamieniło w stałe i dobroczynne przymioty. Szedłem zawsze za wrażeniem chwili, nieraz popeł-