Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpuściłem po świecie goniąc ideały nieznane, wyłamując się z rzeczywistych warunków życia, nie umiałem patrzeć na to, co mi najbliższem było, nie umiałem jak dziecko szalone cenić tego com posiadał. Dzisiaj dopiero czuję winę moją, a czuję tem silniej, że mi jej nie wymawiasz.
Melania milczała, tylko wzrok jej płonął słodkim blaskem miłości i przebaczenia.
— Więc możesz mi przebaczyć, pytałem, choć wiedziałem dobrze, iż wszystko przebaczonem było, przyciskając do ust jej dłonie. Ja dziś na nowo ślubuję ci serce, wiarę i życie, ślubuję dobrowolnie i rozmyślnie, wspieraj mnie w upadku, wspomagaj w walce, broń od pokusy, jak ja ciebie strzedz, bronić i kochać będę.
I opasałem jej kibić rękoma i przycisnąłem ją do serca, gdy blada, drżąca, szczęśliwa wsparła swą głowę na mojem ramieniu, płacząc łzami radości.
Ja byłem szczęśliwy także, pierś moja podnosiła się nieokreślonem uczuciem, było mi smutno, błogo i rozkosznie zarazem, a pamięć Augusty panowała w myśli mojej otoczona aureolą czci i wolna od tej szalonej żądzy, która postawiła mnie na progu hańby i śmierci. Od dnia tego nie zapomniałem jej nigdy, nie chciałem, nie mogłem zapomnieć, ale to wspomnienie, zamiast stawać mi na drodze obowiązku, podniosło mnie moralnie i wiodło odtąd zawsze nieomylnie, jak gwiazda zbawcza, po stromej ścieżce życia.