Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub nienawiść nie tkwiła w moim duchu i nie zwiększała zawad i niepodobieństw. Bo przyznaję to, drżałem, by usiłowania moje nie uwieńczył skutek pomyślny, to była jedyna nikczemność miłości mojej; alem na nią nie zważał.
Słuchałem zdumiony tych dziwnych zwierzeń, człowiek któregom o brak uczucia posądzić nie mógł, uczynił to wszystko, i nie zachwiał się, nie upadł pod ciężarem nad siły, nie sądził się wyższym od reszty świata i przeszedłszy przez wszystkie piekła życia, śmiał potępiać cierpienie i zachować umiał niezmąconą pogodę i mówił mi to spokojnie, oskarżając się nieledwie o niepowodzenie, nie zdając się domyślać własnej wielkości. Ze wstydem spuściłem głowę, czułem się tak małym, tak samolubnym, tak nikczemnym przy nim.
— Więc ona go kochała, zawołałem po chwili; tknięty jakąś nową zazdrością, ty wiedziałeś o tem, nie, to niepodobna!
— Nigdy ze mną ani z matką moją, odparł Adryan, Augusta nie mówiła o tem. Widziałem tylko że cierpiała i lękam się; bo istoty jak ona, oddają się raz na zawsze, omyłka serca jest dla nich niepowrotną.
— I ty mógłbyś żyć bez niej, wyrzekłem oddychając swobodniej, jakby mi spadł z piersi ciężar tłoczący.
— Żyłbym, odparł smutnie, i jeszcze nie nazwałbym się nieszczęśliwym, żyłbym tak jak żyję dotąd pracą, nauką i miłością, dodał ciszej, miłością niedzieloną,