Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I tą drogą poszedłeś w życie, mówił smutnie Adryau, przeniewierzyłeś się samemu sobie, to duchowa zbrodnia, której kara jest konieczna następstwem, nie bierz kary za warunek bytu.
— Wszakże i ty cierpiałeś nieraz? pytałem go, wszak mówisz, że cierpieniem dobiłeś się dzisiejszej chwili.
— Cierpiałem nieraz, przerwał mi poważnie i zapewne nieraz jeszcze cierpieć będę, ale nigdy nie pochełpię się z cierpienia, ale się nigdy w niem nie zamknę. Szukam przyczyny jego i szukam uleczenia jak szukam przyczyny choroby i leków co ją zwalczą. Cierpienie dla cierpienia zamknięte samo w sobie, jest niepłodne i skrzywia promienie ducha, ukazując świat i ludzi w fałszywem świetle. Zamiast ludzi czynu jędrnych i silnych, wyrobią drażliwych bohaterów romansu, księżycowych kochanków niepodobieństwa, zdenerwowane i bezużyteczne istoty.
Słuchałem go zdumiony, te słowa burzyły całą moją przeszłość, odejmując mi to jedno co było mi balsamem pociechy, rodzajem dumy w której zamykałem się jak w skorupie. Adryan miał słuszność, i z dziwną trafnością dotknął mej ukrytej rany, w głębi ducha pyszniłem się cierpieniem jak piętnem wyższości.
— Próżno bluźnisz przeciwko cierpieniu, wyrzekłem w końcu, próbując walczyć z jego jasną, nieubłaganą logiką, a jednak ono jest twórcą heroizmu i poświęcenia, twórcą poezyi, twórcą wszystkiego co wysokie i jasne.