Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A huncfot! mądra sztuka — powiadam — mądra sztuka!
Odpoczął Franc, obrzucił strasznym wzrokiem Janka i tak dalej prawił:
— Za wielką i pustą beczką były drzwi ukryte — anim przypuszczał, żeby tam były drzwi, a ten huncfot wiedział o tem, otworzył je sobie i poszedł. Więc i my za nim. Loch długi, zrujnowany, aż strach. A co szczurów! jak żyję takich szczurów nie widziałem. Aleśmy się też natłukli tego paskudztwa. Powiadam panu rotmistrzowi, dobyliśmy szabli i rąbaliśmy ich na zrazy, inaczej zjadłyby nas. Ja nie wiem jak ten mały Polak tamtędy przeszedł.
I obracając się do Janka zapytał po polsku:
— Ty mala Polak, ciebie szczura nie zjadła tam, w piwnica?
— Jak pan widzi...
— Hm! hm! — prawił dalej po niemiecku Franc, to jest zadziwiające. Idziemy tedy owym lochem, a dziur w nim, przepaści co niemiara. I doszliśmy do schodów, a potem do drzwi otwartych. Wyszliśmy i patrzymy, jakaś rudera. Ano, mówię ja do kamratów, ten mały Polak uciekł przez loch, a potem wyskoczył z tej rudery przez okno. Więc na dziedziniec idziemy i pytamy żołnierzy, czy nie widzieli tego huncfota. Widzieli go. A gdzie? Siedział na małym koniku i pojechał ku Pilicy. Herr Jesus! myślę sobie, ot, stary Franc