Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

idzie. Huzary i ten szkaradny rotmistrz von Lampe zapewne niedługo wróci — ma rozkaz tu odpocząć i popaść konie — gdy mnie zobaczy i pozna, gotów mię kazać zabić jeszcze w złości za to, że mu się jego przedsięwzięcie nie udało. Trzeba się więc gdzie dobrze ukryć i przeczekać w tem ukryciu, aż Austryacy odjadą. Ale gdzie się tu ukryć?
Obejrzał się dokoła. Za nizkim murem, z boku nieco, otaczającym widocznie ogród, gdyż wyglądało z poza tego muru mnóstwo drzew, ujrzał Janek szczyty jakiegoś wysokiego dachu. Nie namyślając się wiele, zbliżył się do muru, wdrapał się na niego i znalazł się w ogrodzie obszernym, zarosłym prześlicznemi staremi drzewami. Śmiało skierował się ku owemu budynkowi, którego dach śpiczasty ujrzał zdala.
Była to niewielka murowana altanka chińska, z wysokim dachem, ostro zakończonym — cóż kiedy drzwi jej i okna były zamknięte! Janek smutny i zrozpaczony, obchodząc dokoła tę altanę, ujrzał na dachu dymnik. Zdecydował się zaraz. Wdrapał się na sąsiednie drzewo, którego jedna wielka gałęź dotykała się altanki, z drzewa tego dostał się na dach, a potem wlazł w dymnik i stanął na niewielkiej, dość ciemnej górce, pełnej słomy i siana.
Będę miał wyborne spanie! — szepnął z zadowoleniem chłopiec.