Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wycieczka do Zielonego Stawu Kiezmarskiego.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy deszcze wiosenne śniegom wojnę wypowiedzą, wtedy źlebami z pod Łomnicy, Dumnej Góry, Baranich Rogów, i Kołowego, muszą spadać olbrzymie siklawy. Widać to po wygładzonych ścianach. Wezbrane wody dążą wówczas wprost do Stawu Zielonego i jego ujściem przedostają się na dolinę.
Ale pominąwszy staw, który także, choć w części przyczynia się do upięknienia okolicy, otoczenie jego jest majestatyczne, wywierające olbrzymie wrażenie na widza, co się tu wdarł do głębi czarów tatrzańskich. Przepaście kolosalne, turnie dzikością przerażające, stoki ich do spodu ścięte ostro niweczą nawet myśl dostania się tędy gdzieś na grzbiet lub wierzchołek, a jednak polscy górale zdołali w tej otchłani strachem przejmującej wynaleść dwa przejścia dla odważnych turystów: na Baranie Rogi jak i na Łomnicę. Nęcące tędy na szczyty przechadzki nie są, i dlatego zostaną torem rzadkich lubowników niebezpieczeństw górskich.
Pod ścianą Kiezmarskiego Szczytu jest tu jeszcze Czarny Staw, bardzo małych rozmiarów (0,26 hekt. koło pół morga) na wzniesieniu 1556 metr. (4922 stp.). Minął już kwadrans na drugą, gdy się nas dwóch od towarzystwa odłączyło dla zwiedzenia Czerwonego Stawu położonego wyżej o 150 mtr. (475 stp.) w kotlinie zwartej między Kołowym a Jagnięcym Wierchem. Ściana, którą się miało przebyć, aby się dostać na taras z Czerwonym Stawem jest spadzista, porosła bujną trawą i kosodrzewem; ma kilka źlebów, z których tylko jeden dość przystępny. Godzina przeszła nam na ciężkiej, pot obficie wyciskającej pracy, nim drapiąc się po spadzistem bezdrożu, potem przeciskając się po złomach różnego kształtu, stanęliśmy na brzegu nowej doliny. Obejrzawszy się w około, pomimo wesołego nieba lazurowego i żywych promieni słońca, jakiś tęskny ogarnął nas nastrój ducha. Uczuliśmy się całkiem odcięci od swojego świata, dolina Zielonego Stawu utonęła nam w głębi tak, że o jej istnieniu powątpiewaćby przychodziło, gdyby się jej własnemi nie zmierzyło nogami. Grobowa cisza dokoła panująca dodawała wrażenia. Wierzchołki gór wyraźnie się narysowały na tle nieba. Na Łomnicy tryjanguł mierniczy łatwo było dostrzedz. Kiezmarski Szczyt sprezentował dobrze swój ostry wązki wierzchołek i całą grań potarganą, za pośrednictwem której łączy się z Łomnicą. Dumna Góra przypiera od zachodu do swej sąsiadki i broni śmiało przystępu do siebie. Był tam już ktoś na jej wierzchołku z południowej strony, od północy bowiem najśmielsi nawet polscy górale zwątpili, aby się na Dumny Szczyt, wleść kiedy dało. Zwią go oni Durną Górą, bo w ich mowie „durny“ znaczy tyle co hardy, dumny.
Źleb między Łomnicą a Dumnym Wierchem zaściela śnieg wieczny, brudny porysowany zsuwającemi się po nim odłamami granitu. Od południa piętrzyła się tuż przed nami Jastrzębia Turnia, a na jej stoku północnym między wielkiemi złomami szklił się stawek Czerwony, ze skałą sterczącą w środku nad powierzchnią wody. Wzniesienie jego 1688 mtr. (5340 stp.) a obszerność powierzchni 0,18 hektara.
O ile mogłem wnosić z otoczenia, to wydała mi się kotlina ta zamkniętą zupełnie naokoło grzbietem Kołowego Wierchu i Jagnięcego, z wyłomem na wschód ku Kiezmarskiemu Szczytowi. Powyżej w tej kotlinie są jeszcze stawki: Żółty, nie zasługujący nawet na wspomnienie i Niebieski (0,17 hekt. powierzchnia) na wzniesieniu 1805 mtr. (5710 stp.).
Warto tu nadmienić, jak Niemcy pochrzcili okoliczne szczyty. Baranie Rogi zwią Grüne-See-Spitze, — Kołowy, Rothe-See-Spitze, — Jagnięcy, Weisse See-Spitze, — Dumną Górę, Lomnitzer Nord-Trabant, itp.