Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wycieczka do Zielonego Stawu Kiezmarskiego.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ralami o pastwiska, stała się polana Gałejdowa obszarem dworskim; budynki zaś na niej będące zabrali jako swoją własność Gałejdowie, gazdowie z Jurgowa, od których tej polanie nazwa na zawsze pozostała.
Rosa była tak wielka wszędzie, zwłaszcza na trawie, że brnęliśmy jakby po wodzie. Słońce złociło już szczyty gór, gdy w dolinach panował jeszcze cień i chłód. Z Gałejdowki na lewo po pod Murań idzie się dróżyną kamienistą ciągle pod górę lasem; mija się potoczek z hali rozłożonej na południowem zboczu Murania, zkąd dolatywało nas szczekanie psów owczarskich. Właśnie w tem miejscu trzeba się dobrze pilnować, aby drogi nie zmylić. Coraz stromsza ścieżka między drzewami zbacza od drożyny ku południowi, grzbiet łysieje i odsłania ładny widok na całą dolinę Jaworową po pod Sady Jaworowe. W głębi huczy potok. Miejsce to zwią Upłazem Stefana węglarza. Wierzch tego Upłazu Stefanowego wznosi się 1494 mtr. (4726 stp.). Była godzina 6. Dążąc odtąd już na wschód lasem przez 20 minut przyszliśmy na Skoruszy Upłaz, zkąd zachwycający widok zatrzymał nas dla rozpatrzenia się w okolicy. Głównym przedmiotem obrazu jest szczyt Kołowy (2424,7 mtr. 7671 stp.) z rozpadliną na przodzie zdradzającą w sobie istnienie stawu Kołowego. Z po za grzbietu od południa sterczy wierzchołek Lodowego (2629,2 mtr. 8318 stp.), dalej na zachód wznosi się Szeroka Jaworzyńska (2215 mtr. 7007 stp.), za nią Wołoszyn i Koszysta; na wschód od Kołowego Jagnięcy Wierch (2235,2 mtr. 7071 stp.) z rozpadliną na przodzie, zwaną Piekłem. Od Jagnięcego widać przełęcz Kopę najniższą wzdłuż Tatr (1773⋅3 mtr. 5610 stp.) łączącą rdzeń tego pasma z odosobnionym grzbietem Murania, Hawrania i ich sąsiadów. Pod stopami gdzieś w głębi szumi potok uchodzący razem z całą doliną Koperszadów Jaworzyńskich do doliny Jaworowej. Pogoda była prześliczna, Tatry w godowej szacie, nie mogliśmy się dosyć nasycić wspaniałością widoku.
Podążyliśmy dalej ścieżką po nagłem zboczu trawiastem, potem przez las kawałek pod Széroki Źleb o godz. 7. którędy prosto wchodzi się na Hawrania. Turnie od zachodu Źlebu nazywają Rzędami. Wkrótce stanęliśmy nad potokiem z pod Trystarskiej Turni (2061 mtr. 6520 stp.) by śniadanie spożyć i herbatę zgotować. Zimna była woda, tylko 7,2° Cel. liczyła i płynęła obficie, a skorośmy koło tego potoczku wracali przed wieczorem, koryto było suche, woda gdzieś się podziała. Nie uwierzylibyśmy oczom własnym, gdyby nie resztki po nas pozostałego jedzenia nie były nas przekonały, żeśmy z tego potoku, a nie innego rano wodę czerpali. Ruszyliśmy w pochód po wpół do 9. godziny po bujnem pastwisku koło kępy świerków i jodeł, mając przed sobą dobrze widną przełęcz Kopę. Pasło się tu kilkaset wołów siwych, i kilkadziesiąt koni. Znać było wszędzie paszę wyborną.
O 9 godz. zaczęło się wchodzenie nasze pod górę po ścieżce krętej wśród różnobarwnym kwiatem strojnej roślinności. Dla botaników o każdym czasie dolina Koperszadów pożądanego dostarcza obficie materyjału.
Nimeśmy jednak z doliny w górę postępować zaczęli, z poza przełęczy chmury się wysunęły i zasłoniły nam wierzchołki gór niektórych od wschodu, podczas gdy od zachodu i południa trwała śliczna pogoda w całej pełni. Na grzbiet przełęczy o trzy kwadranse na 10 godz. dostaliśmy się już we mgle. Przed nami sterczała Kopa (1818 mtr. 5751 stp.) od której przełęcz nazwę dostała; ku wschodowi widać było dolinę zasłonioną grzbietem od północy i zachodzącą po za Kopę, tą są Koperszady Bialskie, od południa rozciągała się szeroka trawiasta rowienka. Nie mając się czemu przypatrywać, skoro mgła zasłoniła widnokrąg, spieszyliśmy się na krawędź grzbietu, zkąd nowy się nam roztworzył widok na dolinę Białego