Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wycieczka do Zielonego Stawu Kiezmarskiego.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapłaty otrzymał na pamiątkę, to doborowy scyzoryk, to zégarek, to jakiś inny przyrząd do użytku.
Bywał w Tatrach, wielki tych gór wielbiciel Ksiądz Pleszowski, proboszcz z Bielan (koło Oświęcima), lecz będąc bardzo otyłym i chorym na nogi, skoro się wybrał gdzie na wycieczkę, ustawał w drodze. Jędrzej Wala jego przewodnik, wyprzedzał go wtedy, a o kawał drogi oddalony nawoływał go do zobaczenia jakiejś niby osobliwości. Ksiądz Pl. dobywał jeszcze sił reszty, posuwał się dalej mimowoli, a góral ciekawość jego zasycał to jak ś szczególną rośliną, to kamykiem osobliwym, lub nowym widokiem, aż wreszcie takiemi fortelami wiedziony, dosięgał brzegu którego ze stawów tatrzańskich, lub grzbietu gór, zkąd mu się roztaczał widok wspaniały i rozległy na różne strony. Wówczas Ksiądz Pl. spiewał „Te Deum laudamus“ i wracał uszczęśliwiony z udanej wyprawy. Przez wdzięczność dla Wali posyłał mu corocznie na imieniny 5 gld. w podarunku, dopokąd żył. Więcej podałbym przykładów podobnych i o innych przewodnikach polskich, któreby dowiodły, iż się w ludzie naszym górskim napotyka objawy uczucia, jakiego się i za pieniądze u niemieckich przewodników na Spiżu nie znajdzie.
Ponieważ głównym celem naszej wycieczki było zbadanie wschodniego zakątka Tatr co do nazw, gdzie panuje pod tym względem największy zamęt, przybraliśmy sobie miejscowego górala Macieja Chowańca, uchodzącego w Jaworzynie Spiskiej za najlepszego przewodnika w tej okolicy.
Tatry odwieczna dziedzina Słowiańska, ma na swych stokach północnych lud polski, na południowych słowacki, co więc tu posiada nazwę, imię dzierży słowiańskie. Lecz jak wiadomo, dużo było na Podhalu tatrzańskiem z obydwóch stron osad niemieckich. Te, co były w granicach dawnej Polski spolszczyły się ze szczętem, ale kolonie szwabskie pod rządem węgierskim przechowały się do dziś dnia. Ludność Słowiańska prześladowana przez Madziarów musi walczyć o prawu narodowe, Niemcy zaś na Spiżu mając swobodę i równouprawnienie swego języka w urzędzie z madziarskim, starają się chrzcić wszystko po swojemu. I nie robią sobie w tym względzie żadnych skrupułów, dają nazwę szczytom, stawom, przełęczom, dolinom tatrzańskim jak się im żywnie podoba, Niemcy po swojemu, Madziarzy znów po swojemu i z tego powstaje chaos który się na mapy przenosi, bo te wykonywują inżynierzy z ramienia rządu Niemieccy. Towarzystwo Tatrzańskie trwa ciągle w zamiarze wydania doborowej mapy całych Tatr, z zachowaniem nazw Słowiańskich, i w tym celu delegowani członkowie tegoż Towarzystwa studyjują nomenklaturę miejscową ludową, i już wiele się im udało odszukać narodowych nazw, jak np. co dopiero wyżej wspomnianej turni Jastrzębiej.
Wracając do opisu naszej wycieczki można wspomnieć o pogodzie, bo to w górach rzecz ważna. Noc piękna, jasna, z błyszczącym księżycem pozwalała nam karmić się nadziejami pomyślnej wycieczki i zasnąć z dobremi myślami. Przed wschodem słońca o 4 godz. 30 minut wynieśliśmy się z karczmy cichaczem, by nie budzić sąsiadów ze Spiża. Po błocie w lesie musieliśmy okrążać zwierzyniec dworski, niedawno założony powyżej kuźnic Jaworzyńskich nad potokiem Jaworowym. Gromadka jeleni przemknęła się nam koło oczów po za ogrodzeniem.
Nim się wejdzie na most, widać drogi dwie dzielące się, z których ta, co wiedzie na wschód po lewym brzegu wspaniałego potoku zaprowadzi przez las na polanę Gałejdówkę (1097 mtr. 3470 stp.). Stanęliśmy na niej o 5 godz. 10 minut, nie znalazłszy szałasów, w których nocowaliśmy dążąc na Lodowy szczyt przed kilku laty. Wskutek bowiem wygrania procesu przez dziedzica dóbr z gó-